Włochy. Kraj do bólu czasem dumny ze swojej kultury kulinarnej, w którym wielu gotowych jest pokroić cię za pietruszkę na carbonarze czy ananas na pizzy. A w którym jednak na porządku dziennym jest jadanie na plastikowych, jednorazowych talerzykach. To odkrycie wprowadziło mnie w stan głębokiego szoku. Początkowo była to dla mnie bardziej kwestia utraty smaku i uroku jedzenia. Bo przecież zupełnie inaczej je się i pije z plastiku, a zupełnie inaczej ze szkła i porcelany.
Jakiś czas temu, gdy zaczęła docierać do mnie chwalebna moda na less/zero waste uświadomiłam sobie jednak dodatkowo, jaki ogrom śmieci z winy tej praktyki produkuje przeciętne gospodarstwo domowe.
Włosi wydają się nie dostrzegać tego problemu. Obserwuję w ich światopoglądzie pewien dysonans – z jednej strony przerażają ich wiadomości o zmianach klimatycznych i ich efektach, z drugiej jakby nie dostrzegają wpływu, jakie na klimat mają ich codzienne wybory. Oburzają ich wieloryby z tonami śmieci w żołądkach, a nie rozumieją, że sami te śmieci produkują.
Nie zauważyłam, żeby dyskutowali na temat ekologicznych rozwiązań, by obchodziło ich, czy kupiony produkt jest zapakowany w plastik czy papier, czy piją kranówę, czy wodę butelkowaną, czy do drinka dostaną słomkę, czy nie.
Tym niemniej, istnieją pewne odgórne inicjatywy. Na przykład zakaz używania plastiku na plażach czy obowiązkowa segregacja śmieci. Nie wiem, na ile rozwiązania się sprawdzają, bo nie konsultowałam statystyk czy badań. To wpis oparty na subiektywnych obserwacjach. Ale wydaje mi się, że rzeczywiście ta segregacja wniosła jakąś poprawę. Zwłaszcza, że kosze z podziałem na odpadki znajdują się też w miejscach publicznych. Dlatego z kolei zaskoczeniem było dla mnie, gdy w centrum Warszawy, w Złotych Tarasach kupiłam sobie koktajl, do którego dostałam papierową słomkę (co było dla mnie wow, bo nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam), a potem kręciłam się bezskutecznie po całym centrum handlowych w poszukiwaniu śmietnika z podziałem na odpadki i ostatecznie musiałam wyrzucić papier razem z plastikiem.
Innym, włoskim, absurdem są plastikowe siatki. Jakiś czas temu Unia Europejska wprowadziła dyrektywę, która nakazywała każdemu krajowi członkowskiemu ograniczyć wykorzystanie plastikowych siatek, z dowolnością w kwestii zastosowanych rozwiązań. Włoski rząd wymyślił, między innymi, że wprowadzi eko-foliówki na warzywa i owoce, które będą płatne, mniej więcej 2 eurocenty. Absurd numer jeden polega na tym, że gdy nowe zasady weszły w życie, w „moim” włoskim supermarkecie pojawiła się informacja, że nie wolno przychodzić ze swoimi własnymi siatkami, bo to rzekomo niehigieniczne. Absurd numer dwa: opłata za siateczkę jest naliczana automatycznie, nawet jeśli z niej nie skorzystasz. Choć tu muszę zwrócić akurat Włochom honor, ponieważ gdy ostatnio korzystałam z tradycyjnej kasy (zwykle korzystam z samoobsługowej) pani kasjerka odliczyła mi te koszty, gdy miałam naklejoną etykietkę bezpośrednio na owoc. Pewnie w kasach samoobsługowych też da się to zrobić, ale musiałabym za każdym razem wołać obsługę. Absurd numer trzy: poza siateczkami we Włoszech do grzebania na dziale owocowo-warzywnym zwykło się używać plastikowych rękawiczek. Które już nie są ani eko, ani płatne. Ani tym bardziej użyteczne, bo i tak chyba każdy myje owoce i warzywa przed ich spożyciem.
Takie są moje obserwacje odnośnie zero/less waste we Włoszech. Przynajmniej jeśli chodzi o Terni, miasto zamieszkałe przez niemal 111 000 ludzi. Jednak jako że w całym kraju jest ich około 550 razy więcej, a ja jestem wielką przeciwniczką uogólniania i stwierdzeń w stylu „Włosi to, tamto czy sramto”, zaprosiłam do wypowiedzenia się w tym wpisie kilka innych dziewczyn mieszkających we Włoszech. Tak się akurat fajnie złożyło, że dwie z nich reprezentują chyba najbardziej nowoczesne miasto północy, Mediolan, a trzy południowy region Apulia.
Zapraszam do zapoznania się z ich punktem widzenia!
Dziewczyny, dziękuję za Wasze wypowiedzi! :-)
Maria – Blog Quembec – Mediolan
“Wydaje mi się, że w Mediolanie życie zgodnie z ideą less waste jest dużo łatwiejsze, niż na południu Włoch. Dla przykładu – osobiście nigdy nie spotkałam się tutaj z podawaniem do espresso wody w plastikowym kubeczku, co na Sycylii zdarzało się praktycznie w każdym barze. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że w takim mieście jak Mediolan można pójść o krok dalej i spróbować ograniczyć produkcję śmieci praktycznie do zera (chodź sama nie jestem jeszcze gotowa na tak duży krok).
Warzywa, owoce, sery i suche produkty, jak ciecierzycę czy ziarna, można bez problemu znaleźć na lokalnym targu i zapakować je do własnych woreczków wielorazowych/pojemników. W niektórych sklepach można kupić na wagę np. makaron czy ryż. Na obrzeżach Mediolanu jest kilka mlekomatów z mlekiem prosto od krowy. Woda z kranu nadaje się do picia, w niektórych parkach można też nalać do własnych butelek wodę gazowaną (w mojej dzielnicy zupełnie za darmo). Od kilku lat istnieje też sklep Negozio Leggero, w którym „luzem” dostępne jest praktycznie wszystko – płyn do naczyń, składniki do przygotowania domowych środków czystości, przyprawy, słodycze, metalowe słomki, kosmetyki. A jak Mediolańczycy reagują na less waste? Kiedy idę do sklepu czy na targ ze swoimi materiałowymi woreczkami, bardzo często ktoś mnie zagaduje, żeby pochwalić pomysł, albo zapytać skąd je mam. Ostatnio poszłam na targ po mozzarellę z własnym pudełkiem i kiedy starsza pani spojrzała na nie, prawdopodobnie zastanawiając się, czemu ktoś przychodzi na targ z własnym pojemnikiem, sprzedawca powiedział jej „Droga Pani, zmieniamy świat!”. Może czasem zdarzy się, że ktoś spojrzy na mnie podejrzliwie, ogólnie jednak mam wrażenie, że próba ograniczania śmieci jest tu przyjmowana pozytywnie.”
Poza powyższą wypowiedzią, polecam Wam też wpis na blogu Marysi, w którym opowiada o swoich codziennych sposobach na less waste.
Dominika – Blog Och!Milano – Mediolan
„Ucieszyłam się na temat zaproponowany przez Alę, bo od dawna chodził mi on po głowie. Mediolan uchodzi za jedno z najbardziej rozwiniętych włoskich miast pod różnymi względami. Zwykle podejmowane przez gminę przedsięwzięcia kończą się sukcesem, a żadna inwestycja w tym przypadku nie idzie na marne. Pomyślicie, że np. do 2030 roku miasto zamierza wsadzić około 3 mln drzew w celu poszerzania terenów zielonych i zwalczania powszechnej betonozy. Jak mówią pomysłodawcy projektu – po jednym drzewie dla każdego mieszkańca. Pomimo obecności dużych parków w Mediolanie czasami naprawdę nie ma czym oddychać. Takie drzewko każdy bardzo chętnie przytuli.
Mediolańskie zero waste poniekąd balansuje na cienkiej linii pomiędzy pro-aktywistami tematów zielonych oraz obrzydliwą drugą stroną mocy – niepohamowanym konsumpcjonizmem i marnotrawstwem na skalę bezmózgich zombie. Z jednej strony miasto daje duże pole do popisu, aby zużywać mniej z drugiej jednak niektóre aspekty potrzebują nieco dopieszczenia i podreperowania.
Segregacja śmieci
Segregacja śmieci generalnie we Włoszech jest obowiązkowa, bo wiążą się z nią różne opłaty i przede wszystkim podatek. Każdy ma swoje sumienie i wiadomo, że nie wszyscy przestrzegają zasad recyklingu. Widać to najbardziej na obrzeżach miasta. Worki śmieci (albo gorzej) obok autostrad są dość powszechnym widokiem. Muszę jednak przyznać, że mieszkańcy Mediolanu zwykle dają radę i raczej pilnują tematu. Jest plastik, papier, kompost (umido), śmieci niesegregowane, szkło.
Pomysł na miejską wodę
Jak wspominałam miasto daje duże pole do popisu i tak zamiast kupować plastikowe butelki z wodą w niektórych częściach miasta zostały zamontowane dystrybutory z darmową wodą pitną, dla każdego mieszkańca, który posiada tessera sanitaria. 6 litrów na dzień dla każdego członka rodziny z kartą. Sama korzystałam. Zero plastiku i wydatków na wodę.
Plastic-fantastic
Plastikowe woreczki do owoców i warzyw były gorącym tematem, gdy włoski rząd wprowadził opłatę symbolicznego centa za sztukę. Do tego trzeba jeszcze dołączyć rękawiczkę i tak, przy zwykłych cotygodniowych zakupach można uzbierać całkiem potężną garść plastiku.
W tym kontekście trochę brakuję mi możliwości kupowania bez konieczności pakowania wszystkiego w plastik i przez plastik. Zamiast supermarketu zawsze można udać się na targ – w różne dni tygodnia każda część miasta coś organizuje. Agroturystyki na obrzeżach miasta to też fajna sprawa.
Możliwości kupowania w sklepach zero waste
Przy tak ekstremalnie konsumpcyjnym mieście jak Mediolan proporcja pomiędzy sklepami oferującymi towary w plastiku, a tymi do których można przynieść własny pojemnik idzie na korzyść tych pierwszych. Na mapie miasta znajduje się zaledwie kilka sklepów propagujących ideę zero waste. A szkoda. W tak popchniętym naprzód włoskim mieście można by zastąpić setne All You Can Eat właśnie jakimś fajnym, prawdziwym (nie tylko z nazwy) eko sklepem. To samo dotyczy pojemników na odzież używaną. W centrum miasta można o takich zapomnieć. Zanim ktoś zdecyduje się oddać odzież warto poszukać na mapie, gdzie znajdują się żółte kontenery. Inną opcją mogą być mercatini wymiany lub sprzedaży.
Świadomość mieszkańców Mediolanu
To co najbardziej mnie denerwuje to albo brak odpowiedniej wrażliwości w zakresie dbania o środowisko, albo zwykłe lenistwo ludzi mieszkających w Mediolanie. Jeżeli policzymy sobie np. ile barów wieczorem organizuje aperitivo, to ilości plastikowych talerzyków i sztućców może przerażać i zarazem irytować, bo właśnie nikt nie dba o to, aby wymienić zastawę na papierową. To samo dotyczy odruchowego dołączania foliowych toreb do zakupów czy wydruków z potwierdzeniem z terminala, nie wspominając już o kompulsywnym kupowaniu czegokolwiek i ilości zamówień take away – oczywiście w plastiku. Chyba w żadnym barze nie widziałam papierowych słomek, choć ostatnio – uwaga – krążą na instagramie zdjęcia słomek z makaronu. Brawo Włosi – też mi odkrycie. Ja tam im nie klaszczę i nie ekscytuję się tym faktem za bardzo. Zamiast zbierać serduszka, lepiej wziąć się do roboty i wprowadzać permanetne zmiany. „
Sandra – Kanał ItaLowe – Polka we Włoszech – Apulia
„Od 6 lat mieszkam w (moim zdaniem) jednym z najpiękniejszych regionów Włoch – Apulii. Jeśli chodzi o krajobraz znajdziemy tu wszystko: przepiękne kamieniste wybrzeża; białe plaże i czyste morze; wzgórza, z których widać zapierające dech w piersiach krajobrazy; urocze małe miasteczka i przepyszne jedzenie, a wszystko to podgrzane południowym słońcem i typową południową gościnnością Włochów. Jest pięknie, ale niestety nie wszędzie. Czasem mam wrażenie, że Włosi tu mieszkający są tak bardzo przyzwyczajeni, że mają wszystko od zawsze, że w ogóle tego nie doceniają. Niestety te piękne plaże często są zaniedbane, młodzi ludzie nie mają świadomości, że miejsca, które należą do użytku wspólnego, jeśli nie zadbane przez wszystkich, będą umierać.
Odkąd mieszkam we Wloszech w moim małym miasteczku (50000 mieszkańców) istnieje system segregacji odpadów. Codziennie wiecorem wystawia się przed klatkę bloku lub przed ogrodzenie, odpowiedznio od dnia, posegregowane odpady jak: szkło, plastik, papier, odpady ‘’mokre’’ i odpady nie nadające się do recyklingu. Po 5 latch system już działa całkiem nieźle choć są rodziny, które nie mają ochoty prowadzić w domu segregacji i podrzucają worki ze śmieciami do sąsiadów w środku nocy. Zasada jest też taka, że każda rodzina otrzymała odpowiednie pojemniki na każdy rodzaj odpadów po to by nie wystawiać na ulicę toreb plastikowych, które łatwo mogą się porwać lub być zniszczone przez zwierzęta, ale również to nie zawsze jest przestrzegane. Często widzimy pakunki śmieci w plastikowych torbach, z których wycieka jakiś paskudny płyn, czy właśnie śmieci rozszarpane przez zwierzęta. Niektórzy Włosi w mojej okolicy również mają jakiś dziwny zwyczaj zostawiania śmieci na autostradzie (!). Na zakolach drogi często można spotkać plastikowe torby pełne nieposegregowanych odpadów. Jest też jeszcze jeden proceder, który jest bardzo groźny dla środowiska. Przy mało uczęszczanych, wiejskich ulicach można spotkać prawdziwe – dzikie- wysypiska śmieci. Ludzie wyrzucają tam na przykład lodówki czy telewizory i oczywiście wszystkie inne śmieci, których nie mieli ochoty posegregować.
Jak wszyscy wiemy posiłki w gronie licznych rodzin i wielu przyjaciół to we Włoszech chleb powszedni. W związku z tym iż na takie obiady czy kolacje potrafi zebrać się liczna grupa bardzo często używa się naczyń z plastiku. Są czasem osoby, które komentują ten fakt, ale i tak nic się nie zmienia. Po takiej impreze zostaje stos talerzy, kubków i sztućców, ale… ‘’przynajmniej nie trzeba zmywać’’.
Powoli wśród młodych zaczyna się rozmawiać o niebezpieczeństwie produkcji tak wielu odpadów, ale droga jest jeszcze bardzo długa, bo na rozmowach się kończy. Ja aktualnie noszę ze sobą moją metalową słomkę i wciąż jest ona odbierana z małym uśmiechem. W moich okolicach, wśród młodych, jest zwyczaj picia alkoholu przed barami na stojąco (a nie w środku przy stole). Dlatego też bary podają drinki w plastikowych kubkach, które potem zostawiane są dosłownie na ulicy. Właściciele barów są zobowiązani te kubki posprzątać, ale często też tego nie robią.”
Marta – Blog Apulia, Italia i ja – Apulia
„W Apulii mamy spory problem ze śmieciami. Niestety wiele osób, niezależnie od wieku, nie szanuje przestrzeni publicznej. Nie chodzi nawet o wyrzucanie niedopałków, czy papierków pod nogi, zamiast do kosza. Najgorzej jest przy wyjazdach z większych miast i miasteczek. Najwięcej śmieci piętrzy się przy drogach. W miejscowości, w której mieszkam – Brindisi – doszło nawet do tego, że zamontowano kamery mające rejestrować kierowców wyrzucających worki z odpadami, aby można było obciążyć ich mandatem. Na miejsca wysyłane są również patrole straży miejskiej, także incognito. Myślę, że dopóki nie zmieni się świadomość społeczna, dopóty ludzie nie zaczną ograniczać produkcji śmieci we własnych gospodarstwach domowych i dbać o środowisko, w którym żyją. Żaden Włoch w rozmowach ze mną nie poruszył nigdy tematu zero/less waste. Na szczęście widzę wiele pozytywnych, odgórnych inicjatyw.
Przede wszystkim warto podkreślić, że Apulia jako pierwszy włoski region zakazała na plażach serwowania jedzenia w plastiku jednorazowego użytku. Innym, optymistycznym projektem jest ,,Keep plastic e salva il mare”. Jest to konkurs, w którym uczestniczą nadmorskie, apulijskie miejscowości. Tej, która zbierze najwięcej plastiku na plażach władze regionu zasponsorują ławki, kosze i pojemniki na kwiaty wykonane ze zrecyklingowanego tworzywa. W Puglii istnieje również 21 nowoczesnych dystrybutorów wody – gazowanej i niegazowanej (le fontanelle). Opłata jest symboliczna, wystarczy mieć własny pojemnik. Jest to próba zachęcenia ludności do ograniczania zakupu wody butelkowanej. Mimo, że torby we włoskich sklepach muszę być wykonywane z biodegradowalnych materiałów, to na szczęście i tak sporo osób zabiera własne – wielorazowego użytku. Będąc w Bari w oczy rzucił mi się billboard kampanii ,,Noi non sprechiamo”, która ma na celu walkę z wyrzucaniem jedzenia i tworzenie banków żywności. Ograniczając nadprodukcję, można ograniczyć liczbę śmieci.
Z negatywnych zjawisk muszę stwierdzić, że na ulicach apulijskich miasteczek jest zdecydowanie za mało śmietników. Być może to jeden z powodów wyrzucania wszystkiego gdzie popadnie. Nie ma tu wielkich kontenerów. Każdy blok ma własne kosze, u nas segregujemy osobno plastik, metal i szkło, papier i pozostałe odpadki. Jeśli mieszkańcy danego bloku nie rozdzielają śmieci poprawnie mogą zostać obciążeni mandatem. Osoby, które mieszkają w domkach jednorodzinnych dostają od miasta specjalne pojemniki do segregacji domowej. Muszą wystawiać je w odpowiednie dni przed budynek. Obowiązuje kalendarz – np. szkło i metal odbierane są we wtorki, a plastik w piątki itp. Firma, która odbiera odpady ma prawo ich nie zabrać, jeśli widać, że segregacja nie została wykonana prawidłowo. Niestety w takich sytuacjach ludzie zamiast dokonać ponownej segregacji wolą po prostu wyrzucić śmieci w jakimś ustronnym miejscu.”
Agata – Blog Apulia na obcasie – Apulia
„Podejście Apulijczyków do odpadów jest ambiwalentne. Z jednej strony w większości miast i miasteczek obowiązkowa jest segregacja śmieci, które potem są zbierane sprzed domów według wyznaczonego harmonogramu. Śmieci muszą być prawidłowo posegregowane, w przeciwnym razie nakładane są mandaty. Z drugiej strony, zdarza się, że widzę samochody zatrzymujące się na poboczu, z których wyrzucane są torby śmieci. Poza centrum miast, przy drogach krajowych leżą sterty śmieci, jest to smutny widok. Nierzadko też na ulicach widzę ludzi, którzy rzucają śmieci na chodnik. Tutaj Apulijczycy mają się czego powstydzić. Natomiast jeśli chodzi o zero waste, to również mamy dwie postawy. Dość łatwo być bardziej eko, kupować na lokalnych ryneczkach, gdzie świeże owoce i warzywa pakowane są w papierowe torebki. Organizowane są również kooperatywy spożywcze, gdzie kupuje się produkty lokalne. W większości domów jednak, ruch zero waste nie jest powszechny. Włosi przy okazji spotkań rodzinnych lub ze znajomymi lub ze znajomymi uwielbiają korzystać z plastikowych talerzyków i kubeczków. Zauważyłam, że świadomość trochę wzrosła odkąd zaczęto mówić o ustawie zakazującej produkcji plastiku nieodnawialnego. Podsumowując jeszcze długa droga do życia less waste w Apulii, mam jednak nadzieję, że uważność na sprawy ekologii i środowiska będzie coraz wyższa.”
A jakie są Wasze obserwacje? Jestem ciekawa opinii nie tylko osób mieszkajacych we Włoszech, ale również tych przebywających tam okazjonalnie. Dajcie znać!