Bardzo miło mi powitać Was w pierwszej “prasówce” dotyczącej roku 2018. Tym, którzy trafili na post z cyklu Dzieje się we Włoszech po raz pierwszy, chciałabym wyjaśnić, że co miesiąc publikuję na blogu wpis poświęcony najważniejszym (a przynajmniej najgłośniejszym) włoskim wydarzeniom danego okresu. Pod każdą informacją wklejam również linki do polskich (kiedy to możliwe), jak i włoskich źródeł, także przy okazji można podszkolić język czytając artykuły po włosku.
To tyle tytułem wstępu. Teraz lecimy z koksem.
- KATASTROFA KOLEJOWA POD MEDIOLANEM
Niestety tak to zwykle bywa, że najgłośniejszymi wiadomościami są te najbardziej tragiczne. Dlatego być może już słyszeliście o wypadku pociągu linii Trenord pod Mediolanem, w którym zginęły 3 osoby, a 46 zostało rannych. Pociąg wykoleił się w godzinach porannego szczytu, gdy do stolicy Lombardii udaje się codziennie tysiące ludzi.
#Milano #25gen 7:00, deraglia un treno passeggeri diretto a Porta Garibaldi, tra #Segrate e #Pioltello. Squadre USAR #vigilidelfuoco stanno operando sul luogo dell’incidente per soccorrere persone all’interno del convoglio. Decine i feriti, al momento una vittima accertata pic.twitter.com/NwzDBw1J0U
— Vigili del Fuoco (@emergenzavvf) 25 gennaio 2018
Według informacji ze strony internetowej włoskiego dziennika La Repubblica możemy wyczytać, że przyczyną wypadku była uszkodzona szyna, która miała być wymieniona w ciągu kilku dni, ale jak widać niestety nie wytrzymała do tego momentu. Pociąg miał jechać z prędkością 140 km/h, którą uznano za adekwatną do odcinka, na którym doszło do wypadku.
Natychmiast wszczęte zostało dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej (disastro colposo ferroviario).
Tak jak wspomniałam, wszystkie informacje być może były Wam już znane, ale nie sądzę, żeby polskie media wspominały o faux-pas popełnionym na Tweeterze przez przewoźnika Trenord, który określił katastrofę jako inconveniente tecnico, czyli “niedogodność techniczną”. Takie określenie w stosunku do wypadku, w którym zginęły 3 osoby, a prawie 50 zostało rannych oczywiście wywołało oburzenie. Trenord przeprosił za niefortunne sformułowanie i zmienił treść komunikatu.
- Pioltello, deraglia il treno dei pendolari: morte 3 donne e 46 feriti. „Rotaia ha ceduto, stava per essere sostituita” (La Repubblica)
- Treno deragliato a Pioltello, polemiche contro il tweet di Trenord: „Solo un inconveniente tecnico?” (La Repubblica)
- Włochy: katastrofa kolejowa koło Mediolanu (Interia)
- AWANTURA O SIATECZKI
We wstępie do poprzedniej informacji stwierdziłam, że zwykle najbardziej tragiczne wiadomości są tymi najgłośniejszymi. No właśnie, zwykle. Bo we Włoszech w styczniu bardzo dużo i bardzo gorąco dyskutowało się o sprawie, którą ciężko uznać za szczególnie poważną. Otóż od nowego roku we włoskich supermarketach foliowe siateczki na warzywka i owocki zostały zastąpione ekologicznymi siateczkami biodegradowalnymi. Pardon. PŁATNYMI ekologicznymi siateczkami biodegradowalnymi. Szkopuł tkwi w kosztach, które gdyby mierzyć stopniem sensacji i oburzenia wywołanego tą kwestią, doprowadziłyby do bankructwa ¾ włoskich rodzin. Koszt takiej siateczki to 0,01-0,03 euro. W “moim” sklepie 0,02 euro. Nowe zasady miałyby obciążyć roczny rodzinny budżet o 4-12 euro.
A skąd pomysł na ekologiczne siateczki? Chodzi o dostosowanie się do przepisów unijnych, które zakładają zmniejszenie użycia plastikowych toreb na zakupy. Poszczególne państwa członkowskie dostały wolną rękę w kwestii osiągnięcia tego celu. W Polsce na przykład z tego samego tytułu wprowadzono od nowego roku zakaz darmowego wydawania siatek jednorazówek.
Co ciekawe, jak wyczytałam w artykule na stronie Altroconsumo.it również wcześniej woreczki plastikowe na warzywa i owoce nie były dla klienta darmowe. Tzn. oficjalnie były, ale tak naprawdę handlowcy odbijali sobie ich koszt odpowiednio podwyższając ceny produktów. A więc po co teraz mają nagle być oficjalnie płatne? Ponoć po to, żeby uwrażliwić konsumentów, aby zniechęcić ich do nadużywania tych woreczków. Moje pytanie brzmi zatem: jak mam się uwrażliwić ekologicznie skoro nawet kiedy nie używam woreczka jego koszt i tak jest automatycznie naliczany przy kasie? No bo zawsze robiłam tak, że jak kupowałam jednego banana czy jedno jabłko to przyklejałam etykietkę bezpośrednio na owoc czy tam warzywo. Kiedyś nawet zamiast używać woreczka wrzuciłam pomidora do plastikowej rękawiczki (bo takie się we Włoszech stosuje do grzebania w owocach/warzywach). Jakoś mnie to wtedy rozbawiło i aż z wrażenia zrobiłam zdjęcie (kto by pomyślał, że kiedyś mi się ono przyda!):
Nigdy nie byłam jakaś super wielce eko, no ale po co mam zbierać śmieci, skoro ich nie potrzebuję. I miałam zamiar dalej stosować swoją metodę, bynajmniej nie ze względu na sępienie dwóch eurocentów, lecz ostatnio przeprowadziłam eksperyment i okazało się, że i tak koszt woreczka został mi naliczony. I jak to niby ma zniechęcać do nadużywania plastiku?
Kolejnym absurdem w całej tej sytuacji jest fakt, że nie można przynosić też swoich siatek z domu. Bo to byłoby – uwaga – niehigieniczne. Oto moje kolejne pytanie: co jest niehigienicznego w zapakowaniu własnymi rękami do własnej siatki, zaniesieniu do własnego domu i zjedzeniu własną jamą ustną marchewek które pół godziny przed otwarciem sklepu spadły pracownikowi działu warzywniczego na ziemię? Albo inaczej: dlaczego miałoby to być mniej higieniczne niż wrzucenie tychże marchewek do biodegradowalnej siateczki za 2 eurocenty?
W mojej opinii cały ten pomysł trochę mija się z celem, ale i tak za największy absurd uważam, że miała z jego powodu miejsce taka afera, jakby ludzie rzeczywiście byli przekonani, że ten roczny dodatkowy wydatek w wysokości kilku euro jest w stanie zrujnować czyjeś życie.
- Sacchetti bio, “stangatina” tra i 4 e i 12 euro a famiglia. E sui social si scatena l’ironia (La Stampa)
- Ecco come funziona la legge sui sacchetti biodegradabili (Il Sole 24 Ore)
- Sacchetti biodegradabili, cosa c’è da sapere (Altroconsumo)
Z polskich artykułów w tym temacie polecam „Włosi na zakupach i afera woreczkowa za jeden grosz” Sabiny, autorki bloga Ratunku, Italia!
3. KRADZIEŻ KLEJNOTÓW Z PAŁACU DOŻÓW
Ostatnia na dziś rewelacja z początku bieżącego roku dotyczy kradzieży klejnotów z weneckiego Pałacu Dożów. 3 stycznia dwóch włamywaczy wykradło z wystawy „Skarby Mogołów i Maharadżów” szpilę z dziesięciokaratowym diamentem o wartości ok. 1,5 mln euro oraz parę kolczyków z diamentami i rubinami o wartości ok. 2 mln euro. Były one częścią ekspozycji biżuterii z Indii z XVI-XX wieku, choć podobno nie stanowiły najcenniejszych eksponatów.
Jak podaje Il Post według śledczych sprawcami mogą być członkowie wysoce zorganizowanej międzynarodowej grupy przestępczej, którym w ucieczce z miejsca zdarzenia prawdopodobnie pomogli wspólnicy. Jako że złodziejom udało się ominąć nowoczesny system alarmowy można przypuszczać, że kradzieży dokonali eksperci w swoim „fachu”.
Złodzieje, choć nie mieli zakrytych twarzy, nie pozostawili za sobą wielu śladów, które ułatwiłyby dochodzenie.
https://www.ilpost.it/2018/01/05/video-furto-palazzo-ducale-venezia/
- Il furto del secolo a Palazzo Ducale: riunione in Procura tra investigatori e pubblico ministero (Venezia Today)
- Furto gioielli: video riprende colpo, in tutto 20 secondi (Ansa)
- Zuchwała kradzież klejnotów w Pałacu Dożów w Wenecji (Rzeczpospolita)
Na ten miesiąc to wszystko, Kochani! Przygotujcie się, że w najbliższych postach może być gorąco, bo 4 marca we Włoszech odbędą się wybory parlamentarne, także pewnie będzie się działo! A póki co dajcie lajka lub udostępnijcie post na FB jeśli cykl Wam się podoba – będzie mi bardzo miło :) Buziaki!